Hola! Barcelona
Ciepłe promienie słońca, uliczki, palmy i oczywiście hiszpańskie rytmy. Tak powinnam zacząć, jednakże z Darią i Piotrem poznałam się zanim jeszcze pojawiła się Barcelona w planach.
Zaczęło się to od pięknego, sierpniowego ślubu ich przyjaciół. Gdzieś w województwie lubuskim przeżyłam jeden z najwspanialszych ślubów, poznałam grono cudownych osób i w tym właśnie ich.
Aż któregoś dnia dostałam wiadomość – co bym powiedziała na sesję poślubną w Barcelonie. Czy się zawahałam lub odpisałam z opóźnieniem – nic z tych rzeczy. Dograliśmy szczegóły i tak w listopadową szarość uciekliśmy z Polski prosto do – no właśnie, do deszczowo-gorącej Barcelony.
Jak można spędzić 2 dni w Barcelonie, gdy jednego dnia pada i kolory stają się niesamowicie intensywne, a wieczorem na 5 minut widzisz taki zachód słońca, że zza aparatu słychać tylko – wow, widzicie! A następnego budzisz się z słońcem „na twarzy” i zrzucasz sweter, bo temperatura skoczyła o 11 stopni.
Było tak jakby najlepsi znajomi zabrali mnie na przepyszne oliwki, katalońskie piwo, wieczorne spacery, przechadzki po deszczowej stolicy Katalonii. Gdzie nie brakowało długich rozmów, żartów, korytarzy uliczek w najpiękniejszych dzielnicach i wreszcie – co czujesz, gdy patrzysz na ludzi, którzy od dekady są razem? Radość w sercu, uśmiech na twarzy i to, że jesteś szczęściarą móc zatrzymać najmniejsze gesty, te spojrzenia, przytulasy i taką miłość, która utwierdza Cię w tym, że warto. Warto!